E tam, tu nie ma nic do śmiacia. Gospodarskie wizyty i dożynkowe harce są nadal w modzie, a wręcz są twórczo rozwijane przez aktualnych zarządzających Rzeczpospolitą Szczawiowo-Mirablekową. Nie trzeba się cofać tyle lat do tyłu aby zobaczyć rzeczywistość lat 50-tych.
Mimo wszystko warto zauważyć, że witano żywego człowieka, co jest pozytywnym aspektem wydarzenia, bo mam w pamięci niedawne powitanie Dreamlinera (jakby ktoś nie wiedział, to taki samolot, który więcej stoi niż lata, ale za to z USA), na którym byli obecni np. Minister Skarbu, podsekretarz stanu, posłowie, senatorowie, a Pierwsza Dama nawet przecinała wstęgę. Wszyscy z zachwytem obejrzeli rzędy foteli, niektórzy mieli nawet możliwość zobaczenia, że z kranu leci woda, a kibel działa i czeka na pierwsze g... Takie panie cuda normalnie. Z całym szacunkiem, ale nie przypominam sobie, żeby I Sekretarz witał banany w porcie w Gdyni.
Tak więc czasy się zmieniają, obyczaje nie, historia lubi się powtarzać, często jako farsa. Doceńmy to, że idioty na lotnisku nie robił z siebie Kowalski. A mógł. W mundurze Straży Miejskiej z przeszczęśliwą miną wręczyć szanownemu gościowi ryngraf.