Miasto wydało informator turystyczny http://www.nowydwormaz.pl/plik,277,informator-turystyczny-pl-20mb.pdf a w nim opisano nowodworskiego ducha?? szczerze to dla mnie nowość. Ktoś coś słyszał widział a może jego spotkał (na trzeźwo! ):
"...Nowodworska zjawa.
Według wszelkich definicji duchem zostaje ten, kto za życia nie dokończył ważnej sprawy lub został pochowany
w niepoświęconej ziemi. Z obiema sytuacjami mamy do czynienia w przypadku historii związanej z Parkiem
im. Józefa Wybickiego. W ciągu ponad 600-letniej historii Nowego Dworu Mazowieckiego doszło w tym
miejscu do zdarzeń, które dziś można by uznać za legendy. Dlatego, choć wydarzyły się naprawdę, nie
należy brać ich zbyt serio.
Otóż: podobno w okolicach parku nocną porą spotykano cudzoziemską zjawę. Tych zjaw mogłoby być nawet kilka,
bo też kilka jest opowieści, w których nasza zjawa występuje. Jednak najbardziej interesująca jest ta, związana
z pastorem Traugottem Schulze. Istnieje kilka wersji historii, z powodu której pastor Schulze mógłby zostać
koronną nowodworską zjawą. Konsekwencją każdej z nich jest pobicie i choroba psychiczna naszego bohatera.
Ale po kolei …
Nowodworska parafia ewangelicka była pierwszym przystankiem w pasterskiej posłudze pastora Schulze.
Było to w czasach Powstania Listopadowego, gdy powstańcy przejęli rządy w naszym mieście. Jedna z wersji
mówi, że pastor został dotkliwie poturbowany przez powstańców, gdy odmówił nawoływania do przystąpienia
do zrywu. Ani pastor ani jego parafianie nie byli zainteresowani walką. W konsekwencji powstańcy
wyprowadzili go nocą na ulicę, przywiązali do słupa i pobili, czego skutkiem była długotrwała choroba
psychiczna poszkodowanego.
Druga wersja tych zdarzeń mówi, że pastora porwano z kościoła od ołtarza (kościół ewangelicki mieścił się wówczas
w Parku Wybickiego) i oprowadzano po mieście. Tu też ostatecznym elementem kary było pobicie i związana
z przeżyciami choroba umysłowa.
Trzecia historia zupełnie różni się od wcześniejszych. Podobno pastor od momentu wybuchu powstania żył
w ciągłym napięciu i stresie. Pewnej nocy zdawało mu się, że ktoś puka do drzwi. Myśląc, że to powstańcy
wyskoczył przez okno i tak w stroju Adama biegał po miejskim rynku i krzyczał. Mając na uwadze jego bez-
pieczeństwo, mężczyznę przywiązano do słupa. Koniec tej historii już znamy. Po wyjściu ze szpitala pastor
zrezygnował z pełnionej funkcji i do końca życia borykał się z problemami w znalezieniu pracy. Kilkanaście
lat walczył o przyznanie mu zapomogi w związku z wydarzeniami w Nowym Dworze. Jego sprawy finansowe
nie zostały jednak uregulowane. Jeśli wierzymy, że duchy „wracają” by dokończyć swoje sprawy, to pastor
Schulze jest tego doskonałym przykładem. Jego tragiczna historia zaczęła się na nowodworskim rynku,
w miejscu dzisiejszego parku, więc zapewne dziś tam możecie go nocą spotkać..."