Wspomnienia Yehudit Przenica, Kholon
Miałam osiem lat w 1939 gdy wybuchła wojna, ale bardzo szybko dorosłam. Gdy miałem dziewięć lat już sama się utrzymywałam a także stałam się żywicielką rodziny.
Nie pamiętam Nowego Dworu sprzed wojny – z żydowskim życiem, żydowska młodzieżą – to znam tylko z opowieści. Nowy Dwór pamiętam tylko we łzach, z padającymi bombami i strachem przed śmiercią.
(…)
Poszłam do księdza, który znał mnie jeszcze jako małe dziecko gdy przychodziłam do kościoła z naszymi chrześcijańskimi robotnikami. Płakałam i błagałam księdza że powinien mnie uratować. Opowiedziałam mu całą historię o moich rodzicach. Uspokoił mnie i obiecał, że zrobi co w jego mocy by mi pomóc. Schował mnie w swojej piwnicy a ja chodziłam z nim codziennie do kościoła i stałam się jedną z najlepszych chórzystek. Z czasem dostałam od niego papiery z nowym nazwiskiem: Krystyna Pawłowska. Zaczęłam się czuć jak chrześcijanka od pokoleń…
Ale to nie trwało długo. Nie Żydzi rozpoznali mnie na ulicy i zapytali: „co ty tutaj robisz?”. Przestraszyłam się i uciekłam. Kiedy opowiedziałam o tym mojemu księdzu, kazał mi schować się do piwnicy i siedzieć ta cicho.
Tego samego dnia na plebanię przyszło dwóch Niemców i kazali księdzu wydać żydowską dziewczynkę, którą ukrywał. Skłamał im mówiąc, że nie ma tu żadnej żydowskiej dziewczynki. Zagrozili, że go zabiją ale on dalej utrzymywał, że nie ma tu żadnej dziewczynki.
Niemcy torturowali go ze szczególnym okrucieństwem ale on dalej trzymał się swojej wersji aż osunął się na podłogę brocząc obficie krwią.
Jego ciało było całe w ranach a jego twarz nie do rozpoznania. W końcu oprawcy zostawili go w spokoju i odeszli. Zanim ksiądz umarł powiedział swojej gosposi by wypuściła mnie z piwnicy i przyprowadziła do niego by mógł się ze mną pożegnać. Gdy gosposia przyprowadziła mnie do księdza zobaczyłam morze krwi a on sam by w kawałkach. Na ten widok zemdlałam a kiedy odzyskałam przytomność ksiądz podniósł swą porozrywaną i połamaną rękę, pogłaskał mnie i na koniec powiedział gosposi, że powinna oddać mnie odpowiedzialnym ludziom a ona sama zachowywać się dla mnie jak matka tak, by nikt nie mógł podejrzewać że jestem Żydówką. Oparta o niego czułam jak jego ciało stygnie. Ponownie poprosił bym się ukryła i zaraz potem zmarł. Nie pamiętam imienia tego księdza. Był proboszczem w Nowym Dworze.
Gosposia zabrała mnie z plebani i zmyła ze mnie jego krew. Wiele tej krwi przeniknęło moje ubranie. Przebrała mnie i odstawiła do Modlina o piątej rano. Zostawiła mnie tam i zaraz zniknęła. Nagle zjawił się pociąg a ja natychmiast weszłam do wagonu gdzie siedziało kilku pijanych niemieckich żołnierzy. Przeszłam przez cały wagon niezauważona i usiadłam obok dwóch cywilów. Wpadłam w drzemkę gdy podszedł do mnie nie Żyd i zaczął wypytywać mnie o moich rodziców. Odparłam, że mam ojca z małymi dziećmi, że jesteśmy bardzo biedni i że szukam pracy. Nie domyślił się, że jestem Żydówką. Nosiłam łańcuszek z małym krzyżykiem. Chrześcijanin zabrał mnie do wsi o nazwie Parlin która znajdowała się niedaleko miasteczka Czerwińsk do chłopa o nazwisku Stanisław Konja. Pracowałam tam aż do wyzwolenia.
Pewnego razu żona chłopa wysłała mnie do swojej siostry do Czerwińska po trochę owczej wełny. Zostałam tam przez jakiś czas po prostu korzystając z możliwości odpoczynku od ciężkiej pracy u chłopa Konji. Gdy wracałam do Parlina była już siódma wieczorem i natknęłam się na niemiecki patrol. Oficer chciał mnie zaaresztować a ja przestraszyłam się gdy krzyknął „Halt!”. Zaczęłam uciekać a Niemiec pobiegł za mną strzelając z pistoletu. Wbiegłam na chrześcijański cmentarz i wskoczyłam do dużego grobu. Był to głęboki, obwałowany grób a wszystko co się ze mną tam działo pamiętam jak przez mgłę ponieważ czułam się przez cały ten czas jak zemdlona. Czułam martwe ciała pod moimi stopami. Były to zwłoki wrzucone do grobu podczas wojny. Czułam robaki i zwierzęta… i zobaczyłam jak Niemcy szukają mnie oświetlając latarkami cmentarz. Przywarłam do ściany grobu i czekałam. Niemcy odeszli ale ja nadal bałam się wyjść więc zostałam w tym rowie przez kolejny dzień aż do pierwszej w nocy i wtedy dopiero wyszłam z grobu.
Jak się wydostałam nie pamiętam. Pamiętam tylko, że wał tego grobu był bardzo wysoki i z powodu mojego małego wzrostu było mi bardzo trudno wydostać się. Pokonałam wysoki mur cmentarny i udałam się w kierunku małej wsi znajdującej się w tej okolicy i o dziewiątej wieczorem zapukałam w okno jakiegoś domu. Chrześcijanka odpowiedziała i otworzyła drzwi a ja poprosiłam ją o nocleg. Wkrótce przyniosła mi trochę wody bym się mogła umyć ponieważ unosił si nade mną trupi odór a robaki i insekty łaziły po mnie. Poszłam spać na słomie przykrywając się jakimiś gałganami. Spałam tak przez dwa dni. Chłopi myśleli że umarłam i niemalże pochowali mnie żywcem. Gdy zobaczyli że się budzę byli bardzo zdumieni i zabrali mnie do doktora, który potwierdził, że tak – nadal żyję!
Na polecenie doktora zabrano mnie do szpitala gdzie w pełni odzyskałam przytomność. Pierwsze co zobaczyłam, to moja ręka która była zraniona przez kulę, a może było to przez uderzenie, naprawdę nie wiem co się ze mną do tej pory działo od momentu, gdy wskoczyłam do tego grobu na cmentarzu. Prawie nic z tego nie pamiętam. Chrześcijanie opowiedzieli mi to wszystko gdy odzyskałam w pełni przytomność.
Gdy już obudziłam się na dobre w szpitalu, pytano mnie kim jestem i skąd pochodzę. Podałam im nazwisko Stanisława Konji, człowieka dla którego pracowałam. W szpitalu usunięto mi drzazgi ze zranionej ręki. Konja przyszedł mnie odwiedzić a potem zabrał mnie do domu.
Zostałam tam do wyzwolenia. Jeden dzień przed wyzwoleniem odkryli, że jestem żydowskim dzieckiem gdy ktoś z wiejskiego magistratu przyszedł i powiedział do mnie: „Czy wiesz, że jesteś Żydówką?” Natychmiast się przeżegnałam i odpowiedziałam, że chyba postradał rozum…
Następnego dnia po wyzwoleniu gdy szłam rano wydoić krowy, pozbierałam swoje rzeczy i uciekłam.