Niemal każdy skarży się na ucisk Kościoła
Nie wiem, w jakim świecie żyjesz, ale mam nadzieję, że w tym, gdzie Ziemia obraca się wokół Słońca. Nie wiem, czy obok Ciebie niemal każdy się skarży. Wiem, że obok mnie nie każdy, a tych co się skarżą mogę podzielić na dwoje: skarżą się, psioczą a i tak idą do kościoła, przyjmują po kolendzie; i ci, co skarżą się i za chiny ludowe w świątyni modłów ich się nie spotka. Różnica polega na tym, że jedni mają odwagę przeciwstawić się rodzinie, gorliwym katolikom, mają w dupie co sąsiedzi powiedzą, mają w dupie bajki. Inni nie- boją się opinii lokalnej, dlatego, jak sam piszesz, chrzczą, komuniują się, bierzmują, ślubują.
Przecież to okazja aby się pokazać w uroczystym stroju, zrobić imprezę dla rodziny. I na tę okazję mogę zostać nawet katolikiem.
W tym zdaniu zawarłeś esencję istoty komunii. Dziecko, pomijając fakt, że nieświadomie zostało ochrzczone, ulega presji swoich rodziców idąc do komunii, czy bierzmowania z wykutymi na blachę około 150 odpowiedziami na pytania do zaliczenia, niemając bladego pojęcia czym jest religia, to przede wszystkim idzie bo rodzice kupują mu piękne wdzianko, aby sąsiedzi byli zazdrosni, kupują mu tablety, laptopy, quady, bo uciecha z prezentów przykryje z powodzeniem fakt zawarcia komunii. Nawet dociekliwych pytań zadawać nie będzie. To taki deal, kupią mi prezent to mogę zostawać katolikiem. Ot, religia.
Ale do czego się taki chrzestny lub chrzestna zobowiązywała w kościele to już nikt nie pamięta. Podobnie i rodzice. Przecież jak ochrzcili to już swoje odbębnili i niech się resztą ktoś zajmie.
Najczęściej tak właśnie jest, przeważnie dlatego, że rodzice sami nie wiedzą, po co uznawać religie- masz synku chodzić do kościółka i tyle, robią z chrztu pusty rytuał. Co tam jakieś tam kwestie wiary, ważne, aby cały kościół był i ludzie patrzyli na naszą pocieche. Niech im oczy zbieleją.
Ale jak przyjdzie ostatnia godzina w życiu to najlepiej, żeby ten ksiądz pokropił to ciało i odprawił mszę żałobną. I to najlepiej za darmo! Bo przecież to nic nie znaczy. Ot jakieś tam bajki i żeby jeszcze za to płacić????
"Jak trwoga to do boga" - to już naprawdę niezła hipokryzja katolików. Jedni, ochrzeczeni , po komuni, po bierzmowaniu, po ślubie, nie chodzą do kościoła, deklarują nie wierzących, ale jak śmierć zagląda to krzyczą po księdza. Gorzej niż hipokryzja polityków.
Za złe postępowanie ksiądz odpowie przed Najwyższym i co do tego nie ma wątpliwości, ale czy to usprawiedliwia nas???
Zakładając że ten Najwyższy jest ale ksiądz wcześniej odpowiada przed wiernymi, dając im przykład. Szczerze mówiąc, to niechciałbym się znaleźć w ich skórze przed Najwyższym, skoro grzeszki przytłaczającej większości księży to: kasiora, wóda, młode dzieci, kobitki. Mając tak nadszarpnięty autorytet, skuteczność nauczania księży jest zerowa. Będzie się działo w piekle.
Potrafimy potępić złe postępowanie księdza a sobie nie potrafimy wyznaczyć dobrej drogi???
Tu też jest paradoks. Jak możemy sobie wyznaczyć właściwą drogę, skoro oddajemy myślenie w ręce przedstawicieli religii, którzy to wiernym chcą wyznaczać drogę. Jesli ktoś zamierza samemu sobie wyznaczyć dobrą drogę, niech zacznie myśleć samodzielnie, a nie sugerując się fałszywym autorytetom. Wychodzi na to, że skuteczność religii jest zerowa, skoro sami przedstawiciele lecą w kulki.