Miasto parę dni temu ogłosiło piąty już przetarg na sprzedaż ziemi w naszej super atrakcyjnej dzielnicy przemysłowej. Wszystkich którzy przypuszczają, że przetarg został ogłoszony, bo wcześniejsze się nie odbyły ze względu na dużą ilość zainteresowanych i konieczność znalezienia większej sali, od razu wyprowadzam z błędu - oczywiście na wcześniejsze nie zgłosił się żaden chętny.
Zapytacie jednak: "Co w tym dziwnego? Miasto po prostu sprzedaje swoje grunty pod inwestycje." Kilka rzeczy jest jednak dziwnych. Po pierwsze miasto kupiło tą ziemię w połowie ubiegłej dekady - między innymi od jednego z ówczesnych radnych. Taki mały konflikt interesów, który w naszym pięknym mieście nikogo nie dziwi... Poza tym jak część z Was pamięta, na ostatniej sesji ubiegłej kadencji RM podjęła uchwałę o zakupie kolejnych działek w dzielnicy przemysłowej - w sumie jakieś 13ha za circa 13 milionów złotych. Oficjalne tłumaczenie jest takie, że miasto konsoliduje ziemie pod przyszłe inwestycje.
Pytanie tylko czy to jest rola miasta? Czy pan Kowalski powinien ryzykować naszymi pieniędzmi kupując ziemię, która może długo nie znajdzie nabywcy? Po cholerę kolejne 13ha jeśli nie można sprzedać tego co się ma w tej chwili? No i zasadnicze pytanie - od kogo miasto kupuje te działki? Bo jak zawsze w takiej sytuacji trudno się o te dane doprosić...